piątek, 1 stycznia 1999

Chapter four

2015
Pocięte nadgarstki, uda, brzuch.
Zaburzenia lękowe.
Zaburzenia nastroju.
Koszmary nocne.
Wyniszczenie organizmu.
Ataki paniki.
Myśli samobójcze.
Próby samobójcze.
Branie podwójnej, potrójnej, a czasami nawet większej ilości tabletek.
Nie raz przyciskanie żyletki za mocno.
Zasłabnięcia.
Tydzień w szpitalu.
3 dni szkoła.
Omdlenie.
2 tygodnie w szpitalu.
Rozmowa z psychologiem.
Całą lista objawów, z których większość wykreślała się nawzajem.
Czy ktoś coś z nimi zrobił?
Psycholog powiedział ze to przez problemy z rówieśnikami.
Psychiatra dał psychotropy i leki nasenne.
Czy tabletki coś pomogły?
Pomogły tylko doprowadzać mi się do coraz gorszego stanu.
W między czasie moje nadgarstki są coraz bardziej pocięte, nikogo nie dziwi to że noszę bluzy w lato. Jestem wrakiem człowieka. Od 4 lat marzę tylko o tym żeby umrzeć i być w końcu z babcią.
Z roześmianego dziecka, które miało mnóstwo przyjaciół, staję się smutna i samotna. Odrzuciłam od siebie wszystkich. Wyłączyłam uczucia do ludzi. Przestałam kochać. Przestałam ufać. Chciałam przestać żyć.
Nikt mi nie pomógł.
Znajomi z klasy jak zobaczyli blizny przez przypadek mówili że jestem głupia, że muszę się ogarnąć.
Zastanawiałam się jak, skoro nie umiem?
Koniec gimnazjum.
Pierwszy alkohol.
Pierwsze papierosy.
2 miesiące upijania się, żeby zapomnieć, bo ból fizyczny przestał już pomagać na ból psychiczny.
Niszczyłam siebie coraz bardziej, upadałam coraz niżej, przegrywałam coraz mocniej...
Norma stało się ze codziennie byłam w szkole na kacu, ze byłam otumaniona przez leki, ze krew lala się strużkami. Byłam kompletnie wycieńczona psychicznie i fizycznie. I nikt z najbliższych nie miał o niczym pojęcia. Nikt nic nie zauważył.
Wiele razy chciałam usiąść i powiedzieć wszystko mamie. Nie zliczoną ilość razy. Ale potem przed oczami pojawiał mi się obraz z tamtego dnia, tego jak bardzo cierpiała, wiec jak mogłam powiedzieć kobiecie która dała mi życie, która tak bardzo mnie kocha ze nie chce już tego życia? Ze chce zniknąć? Miałam podejść i powiedzieć „mamo przepraszam ale nie chce żyć. Nie chce tu być. Chce się zabić ale nie potrafię docisnąć tej żyletki wystarczająco mocno, nie potrafię wziąć tej jednej tabletki więcej”
Nie potrafię tak złamać jej serca, bo czemu ona ma cierpieć skoro to nie jej wina? Ona tez mocno przeżyła ta stratę, nie mogę jej obarczyć jeszcze moim cierpieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz