piątek, 1 stycznia 1999

Chapter five

Oglądam zdjęcia, na kilku jest ona. Zawsze roześmiana, chętna do pomocy. Z olbrzymią chęcią do życia. Myślę 'Ona tak bardzo kochała żyć, a ja marzę tylko o tym żeby umrzeć. Co jest ze mną nie tak?'
Kochała życie nade wszystko, wszędzie jej było pełno, nie mogła wysiedzieć w miejscu. Uwielbiała przebywać na dworzu, wśród ludzi, patrzeć na świat dookoła niej.
"Cieszyły ją małe bzdury, przyjemności małych chwil. Cieszyły ją uśmiech i księżyc na niebie."
Nie wiem skąd jest ten cytat, ale on idealnie określa to jaka była, określa to jaka chciała żebym była. Wiedziałam to, wiedziałam że pragnęła żebym była szczęśliwa, a ja mimo to niszczyłam się coraz bardziej.
Tamtego dnia zrozumiałam wiele rzeczy i powrót do względnej normalności nie wydarzył się z dnia na dzień, to trwało i ciagle trwa, ale jest lepiej, bo wiem ze są ludzie dla których warto spróbowac zawalczyć o siebie. I to nie jest latwe, jest cholernie trudne, bo z niektórych rzeczy się nie da wyleczyć. Ciągle mam problemy ze snem, chociaż ciągle chcę mi się spać. Ciągle dostaje ataków paniki, ciągle towarzyszą mi stany lękowe, ciągle mam koszmary, ciągle mam problemy z koncentracją. To nie minie szybko, może nawet i wcale, ale teraz już wiem, że samobójstwo to nie jest rozwiązanie. I choć może czasami na moim ciele pojawiają się nowe kreski, może czasami wciąż przepłakuję całą noc i może nie potrafią się otworzyć przed innymi to wiem już że dam radę. Że mam siłę żeby znów móc być szczęśliwa.
Ciągle nienawidzę listopada i nie daje rady normalnie funkcjonować w ciągu tego miesiąca i to się nigdy nie zmieni, bo zawsze on będzie dla mnie miesiącem, który tak wiele mi odebrał. Ale nie poddaję się.Kiedyś będę w stanie powiedzieć ze już się z tym wszystkim uporałam ale na razie cieszę z małych rzeczy. Jak ona.
Moja psychika nigdy nie będzie taka jak kiedyś, na zawsze pozostaną na niej rysy, zawsze gdzieś będzie we mnie ta cząstka przeszłości bo ona nigdy nie zniknie choćbym nie wiadomo jak się starała. Wiem ze już na zawsze będzie wystarczył mały płomień aby wszystko wróciło. Mały płomień do zrujnowania wszystkiego co staram się odbudować.
Ale nie poddam się już nigdy.
Bo wiem ze warto.
Wiem ze są jeszcze osoby które mnie kochają.
Ciagle pojawiają się w moim życiu osoby, które pokazują mi ze życie jednak się da kochać, ze można się uśmiechać tak po prostu, ze moja obecność coś wnosi do ich życia. Są na świecie osoby które najzwyczajniej świecie sprawiają ze jestem szczerze, prawdziwie szczęśliwa. Sprawiają to sama swoją obecnością, tym ze po prostu są. Nie znają mojej przeszłości, nie naciskają na to żeby ja poznać, ale rozumieją i nie oceniają. Dla nich jestem po prostu człowiekiem, a nie osoba po próbach samobójczych z pociętym ciałem. Wiele dla mnie znaczą, chociaż pojawiają się w moim życiu na chwilę, zawsze będą dla mnie niesamowicie ważne, bo dzięki nim odkrywam na nowo że życie można pokochać.

Chapter four

2015
Pocięte nadgarstki, uda, brzuch.
Zaburzenia lękowe.
Zaburzenia nastroju.
Koszmary nocne.
Wyniszczenie organizmu.
Ataki paniki.
Myśli samobójcze.
Próby samobójcze.
Branie podwójnej, potrójnej, a czasami nawet większej ilości tabletek.
Nie raz przyciskanie żyletki za mocno.
Zasłabnięcia.
Tydzień w szpitalu.
3 dni szkoła.
Omdlenie.
2 tygodnie w szpitalu.
Rozmowa z psychologiem.
Całą lista objawów, z których większość wykreślała się nawzajem.
Czy ktoś coś z nimi zrobił?
Psycholog powiedział ze to przez problemy z rówieśnikami.
Psychiatra dał psychotropy i leki nasenne.
Czy tabletki coś pomogły?
Pomogły tylko doprowadzać mi się do coraz gorszego stanu.
W między czasie moje nadgarstki są coraz bardziej pocięte, nikogo nie dziwi to że noszę bluzy w lato. Jestem wrakiem człowieka. Od 4 lat marzę tylko o tym żeby umrzeć i być w końcu z babcią.
Z roześmianego dziecka, które miało mnóstwo przyjaciół, staję się smutna i samotna. Odrzuciłam od siebie wszystkich. Wyłączyłam uczucia do ludzi. Przestałam kochać. Przestałam ufać. Chciałam przestać żyć.
Nikt mi nie pomógł.
Znajomi z klasy jak zobaczyli blizny przez przypadek mówili że jestem głupia, że muszę się ogarnąć.
Zastanawiałam się jak, skoro nie umiem?
Koniec gimnazjum.
Pierwszy alkohol.
Pierwsze papierosy.
2 miesiące upijania się, żeby zapomnieć, bo ból fizyczny przestał już pomagać na ból psychiczny.
Niszczyłam siebie coraz bardziej, upadałam coraz niżej, przegrywałam coraz mocniej...
Norma stało się ze codziennie byłam w szkole na kacu, ze byłam otumaniona przez leki, ze krew lala się strużkami. Byłam kompletnie wycieńczona psychicznie i fizycznie. I nikt z najbliższych nie miał o niczym pojęcia. Nikt nic nie zauważył.
Wiele razy chciałam usiąść i powiedzieć wszystko mamie. Nie zliczoną ilość razy. Ale potem przed oczami pojawiał mi się obraz z tamtego dnia, tego jak bardzo cierpiała, wiec jak mogłam powiedzieć kobiecie która dała mi życie, która tak bardzo mnie kocha ze nie chce już tego życia? Ze chce zniknąć? Miałam podejść i powiedzieć „mamo przepraszam ale nie chce żyć. Nie chce tu być. Chce się zabić ale nie potrafię docisnąć tej żyletki wystarczająco mocno, nie potrafię wziąć tej jednej tabletki więcej”
Nie potrafię tak złamać jej serca, bo czemu ona ma cierpieć skoro to nie jej wina? Ona tez mocno przeżyła ta stratę, nie mogę jej obarczyć jeszcze moim cierpieniem.

Chapter three

25.11.11 7:40
Babcia pojechała z siostrą o 7 do szpitala, do swojej mamy.
Moja miała razem z siostrą dojechać kiedy pójdę do szkoły.
7:30 dzwoni budzik.
Próbuje jeszcze chwilę spać.
7:40 dzwoni telefon.
Mama patrzy kto dzwoni, zaczyna krzyczeć i płakać.
Pracuje w szpitalu, wie co to za numer. 
Wie po co dzwonią.
Ja też wiem.
'Nie ja tego nie odbieram! Ja wiem po co oni dzwonią! Nie chcę tego słyszeć!'
Nigdy w życiu nie słyszałam takiego przeraźliwego krzyku. Pełnego bólu i rozpaczy. 
Widzę jak dziadek, który stał w przedpokoju przeciera twarz ręka, idzie do kuchni i zamyka drzwi. Mu tez to złamało serce, odeszła osoba która przez ostatnie 15 lat zastępowała mu matkę, bo swoją już stracił, teraz przeżywał tą stratę na nowo.
Chowam głowę pod poduszkę i zaczynam płakać. Mama odbiera telefon. Krzyczy i płaczę coraz bardziej. Nigdy nie widziałam mojej mamy w takim stanie jak wtedy. Nigdy nie słyszałam takiego krzyku od niej. Krzyku przepełnionego bólem, cierpieniem, rozpacza. Ona tez wierzyła ze będzie dobrze.
Wychylam głowę spod poduszki, dziadek wyszedł z kuchni, nigdy nie zapomnę w jaki sposób powiedział te 3 słowa, o których już wiedziałam. Był zdruzgotany, on też wierzył. Wszyscy wierzyliśmy. Przecież wszystkie wyniki się już poprawiały, babcia miała zaraz do nas wrócić.
 Mama jest załamana, ale musi powiedzieć swojej mamie i swoim siostrom że moja prababcia zmarła. Dzwoni do siostry swojej mamy, bo wie jak babcia zareaguje. W między czasie każe mi się ubierać. Byłam w szkolę już godzinę szybciej, mama poszła do dyrektorki powiedzieć jaka jest sytuacja.  Nie płakałam, próbowałam być silna. Zanoszę plecak pod klasę i idę na korytarz gimnazjum gdzie mój brat ma lekcje. Sprawdzam jego plan i siadam pod jego klasą. Nie wytrzymuję długo. Zaczynam krążyć po korytarzu. Zatrzymuję mnie sekretarka i pyta czy wszystko dobrze. Zaczynam płakać, trząść się, a ona mnie przytula. Najzwyczajniej w świecie obejmuje mnie i przytula. Nie jest dobrze. Straciłam osobę która była dla mnie wszystkim. Mówię jej co się stało. 'Patryk  wie?'; 'Nie.' kiwa głową że rozumie, prowadzi mnie w głąb korytarza, puka do sali i prosi dyrektorkę gimnazjum, która jest wychowawczynią mojego brata. 'Pani dyrektor to siostra Patryka, dziś rano zmarła ich babcia, Patryk jeszcze nie wie.' Dyrektorka się mnie pyta tylko o jedną rzecz, czy wiem gdzie on ma lekcje, mówię jej salę i od razu do niej idziemy, ona tam wchodzi 'Mogę prosić Patryka na chwilę?', po chwili mój brat wychodzi i widząc mnie pyta co się stało. Mam 11 lat i muszę powiedzieć mu że nasza prababcia nie żyję. Zaczynam płakać na nowo i nie jestem w stanie nic powiedzieć, on zaczyna rozumieć co się stało, po chwili wyduszam z siebie to co niespełna godzinę temu powiedział mi dziadek, a mojej mamie lekarz 'babcia nie żyję' wraz z wypowiedzeniem słów płaczę jeszcze bardziej, siadam na ławce, bo nie jestem w stanie stać. Siedzę, a łzy same lecą mi z oczu, nie wiem co się dzieje. Nie wierze w to wszystko.’Spakuj się, weź siostrę do domu, powinniście być teraz razem.’ mówi jego wychowawczyni, po chwili brat mnie obejmuje i prowadzi do domu, tam za daję tylko jedno pytanie 'kiedy?'; 'Jak wstałam do szkoły, przed 8. Babcia z ciocią jechały do szpitala, dziadek czekał na mamę żeby ją też zawieźć. Zadzwonił telefon, a mama zaczęła krzyczeć i płakać.' O nic więcej nie pyta. Daję mi herbatę i mnie przytula. On też cierpi. Widzę to. Jesteśmy sami w domu. Ze złamanymi sercami. Załamani.
Siadam na łóżku w pokoju w którym przez ostatnie 3 miesiące ona mieszkała. Wszędzie widzę jej rzeczy, czuje jej zapach, powtarzam w kółko 3 słowa; ‚to nie prawda’. Błagam o to żeby to się nie działo naprawdę, przecież jej obiecałam ze będzie dobrze i wróci niedługo do domu, a obietnic się dotrzymuje prawda?
29.11.11
Nie byłam w szkole od 4 dni, nie byłam w stanie. Zamykałam się w łazience i płakałam. Na mszy nie robiłam nic innego tylko wycierałam oczy i wydmuchiwałam nos. Nie wstałam z ławki kiedy przyszedł moment pożegnania. Nie chciałam jej żegnać! Przecież ona zaraz wróci ze szpitala. Obiecałam jej to! Wieko trumny zostało zamknięte, odebrano mi ja na zawsze. Nigdy nie powiedziałam jej żegnaj, nigdy nie powiedziałam jej jak bardzo ja kocham, jak ważna dla mnie była. Patrzyłam jak moj dziadek mocno trzyma moja babcie kiedy składała ostatni pocałunek na jej czole i mówi ze ja kocha. Jak moja mama przeprasza, ze nie było jej przy niej kiedy odchodziła, jak moj brat ja przytula i mówi ze ja kocha. Byłam tam, gdzieś obok i nie zrobiłam nic. Wieko trumny zakryło jej ciało, nie pożegnalam się, nie powiedziałam tylu ważnych rzeczy. Nie przeprosiłam ze nie dotrzymałam obietnicy.
Wróciłam do domu i jedyne o czym myślałam to to ze nie chce żyć. Błagałam o to żeby umrzeć i być z nią. Nic więcej się wtedy nie liczyło. Tylko to żeby umrzeć. 

Chapten two

23.11.11 
Razem z mamą, babcią i jej siostrą jadę do szpitala. 
'Jeśli będziesz chciała płakać czy cokolwiek innego, po prostu wyjdź, bo jeśli się rozpłaczesz przy babci (prababci) to dla niej będzie znaczyło że to koniec' jeszcze w samochodzie słyszę to od mamy. Po dojechaniu na miejsce jedziemy windą na 4 piętro, oddział intensywnej terapii, do końca korytarza i w prawo. 'Cześć babciu, jak się czujesz?' [pra]Babcia jest po operacji, nie wie co mówi, babcia z ciocią jej coś tłumaczą, rozmawiają z nią. 'Wszystko będzie dobrze, niedługo wrócisz do domu i nauczysz mnie w końcu robić na drutach. Obiecuje.' Ostatnie zdanie jakie do niej powiedziałam. Ostatnia obietnica. Ostatnia obietnica, którą złożyłam. Wyszłam z sali. Nie dałam rady. Rozpłakałam się, bo wiedziałam że jest źle, ale wierzyłam, byłam przekonana że to efekt narkozy i leków że za parę dni babcia wróci do domu. Dzień później przenieśli ją na kardiologię. Już wiedziałam że od jej powrotu do domu dzieli nas tylko parę dni.
Minęło 7 lat.
Nie wróciła. 

Chapter one

19.11.09 7:30
"Mamo gdzie jest tata?"
"Pojechał do babci"
"Po co, jest rano"
"Dziadek zmarł dziś w nocy"
4 słowa, które były początkiem.
Tego dnia płakałam tylko raz. W szkolnej łazience. Zamknięta na klucz, siedząc na podłodze, opierając się o zimną ścianę na przerwie i pytałam się Boga 'dlaczego teraz, dlaczego on?'
Byłam zagubiona, a to co czułam w środku tak cholernie bolało.
Przez kolejne 4 dni nie płakałam ani razu. Miałam 9 lat i nie wierzyłam w to co się dzieje dookoła.  Trzymałam wszystko w sobie, aż w dzień pogrzebu to wszystko wybuchło. Tata podaje mi białą róże i już wiem że to nie była żadna wyobraźnia czy cokolwiek innego. Pytam się go 'Po co mi ona? Dziadek tylko śpi.' Widzę w jego oczach, że on chce też w to wierzyć. Jest najstarszy z rodzeństwa, ale tylko po nim widzę jak bardzo to przeżywa. Na moje pytanie jego oczy są bardziej szkliste niż były;
'Dziadek śpi, ale nie będzie mógł do nas wstać. Połóż mu ją żeby o Tobie pamiętał podczas snu.'
'Nie chce go żegnać. Zaraz wstanie przecież.'
Gdzieś głęboko w to wierzyłam. Wierzyłam że zaraz otworzy oczy i powie że to tylko żart i zacznie się śmiać tak jak zawsze, ale tak nie było. Już nigdy nie usłyszałam jego śmiechu, głupich żartów...
Na różańcu przed mszą stałam przed tatą. Po obydwóch stronach jego bracia. Tata obejmował mnie i do dziś czuję jak mocno mnie trzymał, już wiem czemu. Co chwila spoglądałam dookoła. Babcia stoi na zewnątrz trzymana przez córki, płacze tak jak jeszcze nikt. Mój brat ma w oczach łzy, kuzyn już ich nie przytrzymuje, bracia mojego taty próbują być silni, a on sam? Też próbuję, ale widzę że ledwo daję radę. Trzyma mnie tak jakby się bał że ja też zaraz odejdę, łzy lecą mu po policzkach, trzęsie się.
A ja? Widzę to wszystko. Tych wszystkich ludzi dookoła, a w środku go. Mojego ukochanego dziadka, który kochał mi dokuczać i obiecał że jak będę starsza przewiezie mnie simsonem.
Stoję tam i płaczę. Różaniec się kończy. Mój brat i moje kuzynostwo po kolei wkłada białą różę do trumny. 'Nie wkładasz?' Słyszę nad sobą głos taty. 'Jak to zrobię to dziadek się już nigdy nie obudzi, bo się z nim pożegnam, a on nigdy nie odchodził bez przytulenia mnie na do widzenia.' Tata nie wytrzymuje i rozpłakuję się. Gdzieś obok słyszę głos kuzynki, która pyta swojego taty czemu wszyscy płaczą. 'Chcesz go przytulić?' pyta tata przez łzy, kiwam głową na tak, a tata mnie podnosi żebym mogła dziadka ten ostatni raz przytulić, nie chcę go puścić, ale wiem że muszę. Tata odstawia mnie na ziemie, wkładam białą różę dziadkowi do ręki. Tata podchodzi do niego i też go przytula, słyszę jak mówi Kocham Cię. Wujek prowadzi babcię, ona chwyta dziadka za rękę i uśmiecha się. Pierwszy raz od kilku dni.'Nawet smierć nie zmieni tego że zawsze będę Cię kochać'. Całuje go po raz ostatni i zaczyna płakać na nowo.
10 minut później ostatni raz mogę na niego spojrzeć nim wieko trumny się zamknie.
Godzinę później jego ciało leży trzy metry pod ziemią, a ja stoję do niej plecami, przytulona do taty płaczę tak jak nigdy. On mnie obejmuje i słyszę że płaczę tak mocno jak ja.
Odszedł.
Na zawsze.
Nie powiedział żegnaj.
Minęło tyle lat, a ja tak cholernie dobrze pamiętam to wszystko. Chociaż z całych sił próbuję zapomnieć, ale nie potrafie...

Chapter zero

25.11.11
7:40
Dźwięk telefonu, krzyk i płacz mojej mamy.
Nikt nie musiał mi mówić co się stało.
Wiedziałam.
Łzy same zaczęły lecieć.
A ja zaczęłam najtrudniejszą walkę w życiu.
Walkę o to żeby przeżyć.



***
Nie byłam śmiertelnie chora.
Chociaż ta choroba też doprowadza do śmierci.
Miałam być silna.
Ale przegrałam.